PoOglądane: Sin City 2: Damulka warta grzechu (2014r.)
,,Sin City” z 2005
roku bezapelacyjnie można ogłosić jedną z najlepszych ekranizacji komiksu. Otrzymaliśmy
film o zaskakująco ciekawej wizualnie szacie kolorystycznej w której to
dominujące odcienie szarości przełamane są tylko czerwienią ust bądź barwą
sukni femme fattale, w której to komiksowa grafika współgra z grą odpowiednio
ucharakteryzowanych ,,żywych” aktorów, a wszystko to i tak jest tylko idealnym
dopełnieniem kliku lekko połączonych ze sobą historii. Co najlepsze taką
produkcją uraczył nas specjalista od specyficznego kina akcji z grubą dawką
czarnego humoru Robert Rodriguez. Nie ma się więc co dziwić że po pozytywnym
przyjęciu zdecydowano nakręcić kolejną część. Przepis był prosty – powtarzamy
to co zrobiono w pierwszej części, a historie zaczerpniemy z jednej z wielu z komiksowego
oryginału. Niestety pomimo tego ,,Damulka” nie zachwyca tak jak pierwsze
historie z Miasta Grzechu.
Film najprościej
można skwitować słowami ,,przerost formy nad treścią”. Coś co nas na początku
zachwycało oryginalnością – nawiązanie w scenografii i grafice do komiksowego
pierwowzoru, montaż scen przywodzący nam na myśl przeskakiwanie pomiędzy
kolejnymi stronami historii obrazkowej - tutaj sprawia wrażenie błędów w
montażu bądź niekonsekwencji artystycznej. Rodriguez tak skupił się na stronie
wizualnej, że oddalił na dalszy plan bardzo ważne elementy filmu – zwięzłość
fabuły czy nawet samą grę aktorską. Bo o ile w pierwszym ,,Sin City”
przeskakiwanie pomiędzy kolejnymi wątkami nie wymagało od nas większego
skupienia żeby odnaleźć się w ich powiązaniach, o tyle w ,,Damulce wartej
grzechu” wątek np. poświęcony hazardziście Johnnemu jest tak nie intuicyjnie
podzielony, że gdy do niego powracamy musimy się wręcz chwile zastanowić jak
jego historia się rozpoczęła.
Nie udało się
nawet powtórzyć ciekawego narratorskiego zabiegu pod postacią monologów
prowadzonych przez główne postaci – co w pierwsze odsłonie tworzyło
niesamowicie mroczny klimat przywodzący na myśl filmy noir oraz dawało nam
wgląd w złożoną psychikę postaci, tutaj sprowadza się do pustych stwierdzeń i
spostrzeżeń, okraszonych porównaniami i metaforami na takim poziomie, iż nie
dziwiłbym się na widok strużki białej krwi wypływającej po ich usłyszeniu z
moich uszu. Wrażenie denności takowych stwierdzeń powiela dodatkowo kiepska gra
aktorska. Jedynie Eva Green grająca tytułową ,,Damulkę” sprawia wrażenie iż ma
pomysł na odegranie swojej postaci. Pozostali (niestety na czele z Josephem
Gordon-Levittem czy Joshem Brolinem) sprawiają wrażenie zagubionych w swoich
rolach i nie wiedząc czemu w większości scen popadają w nadinterpretację emocji
swoich postaci. Być możne to był celowy zabieg, jednakże przy niskim poziomie
oraz przewidywalności dialogów nie wywołało to żadnego pozytywnego wrażenia –
przywodzi na myśl raczej młodych aktorów i aktoreczki grających w produkcjach
ambitnie szczycących się mianem ,,komedii młodzieżowych”, przy których nawet
,,American Pie” wydaje się filmem z wyższej półki.
,,Damulka warta
grzechu” jest przykładem, że nie zawsze zachowanie niezmienionego przepisu
gwarantuje nam sukces filmu. Czy to efekt zaskoczenia, czy może poczucie
oryginalności przy seansie pierwszego ,,Sin City” zadecydowało o jego sukcesie,
nie wystarczyło ono żeby przykuć nas z wrażenia do foteli przy seansie drugiej
części. Być może moja ocena jest zbyt surowa – może apetyt urósł zbyt wysoko w
miarę jedzenia, ale jedno muszę przyznać – nadal jest to jedna z ciekawszych
pozycji do obejrzenia. Kwestia gdzie każdy z nas ma granicę rozróżniającą
pozytywne szaleństwo w projekcie a kicz. U mnie niestety ten film przekroczył
granicę w bardziej negatywny z kierunków.
Ocena: 5/10
Komentarze
Prześlij komentarz