MoViĄc O... część 1 - O oczekiwaniach.



   Czy kiedykolwiek ktoś zadał Wam pytanie ,,jaki najlepszy film widziałeś”? Na pewno. Jeżeli odpowiedzieliście bez zawahania dowolnym tytułem z puli setek produkcji które zapewne widzieliście muszę Was zmartwić, ponieważ okłamaliście swojego rozmówcę. A co gorsza mogliście dodatkowo nie odpowiedzieć zgodnie ze swoim filmowym sumieniem. A to dlaczego?
     Ponieważ na pierwszy rzut przychodzi nam do głowy ulubiona produkcja, która może skrywać się pod różnymi gatunkami, czy jako głupia komedyjka która kojarzy się nam z pierwszą randką, film science-fiction z lat 80-tych, którego efekty specjalne dla naszych dziecięcych oczu były niesamowitym skokiem w przyszłość, slasher horror obejrzany w tajemnicy po którym musieliśmy przez tydzień spać z rodzicami w obawie przed filmowym mordercą, czy kryminał który w finale zachwyca nas zwrotem akcji. Tylko że ulubione filmy mają to do siebie, że wiążą się z jakimiś wydarzeniami w naszym życiu bądź wspomnieniami i przez ten pryzmat są zapisane w naszej pamięci – nie jesteśmy w stanie ich obiektywnie ocenić. I przy ich ponownym krytycznym już obejrzeniu pomimo tego że okaże się że zamiast miło wspominanej komedii mamy bezsensowną fabułę z garścią suchych żartów, efekty specjalne zapamiętane jako innowacyjnie tak się zestarzały, że przypominają teraz teatrzyk kukiełkowy, horror opiera się tylko na wiecznej ucieczce skąpo ubranych nastolatek niezachowujących się w żaden logiczny sposób, a ,,zachwycający” zwrot akcji można przewidzieć po pięciu minutach filmu. Jako wieloletni fani tych produkcji będziemy przymykać oko na te niedociągnięcia, dlatego nasza odpowiedź jest w najlepszym przypadku naciągnięta, a w najgorszym – przekłamana.
     Dlatego pojawia się kolejny dylemat: jak można wyłuskać naprawdę najlepszy film który do tej pory widzieliśmy? Oczywiście wyzbywając się tej bezkrytyczności dla naszych ulubionych produkcji? Pewnego dnia podjąłem wyzwanie i stwierdziłem że odpowiem sobie: co najlepszego miałem przyjemność obejrzeć? Jednak brnąc w takie rozważanie zapędziłem się w kozi róg, a to dlaczego? Postaram się Wam to zobrazować.
     Stwierdziłem że zacznę rozpatrywać filmy w kolejnych nieuporządkowanych kategoriach a na początek padło na listę Box Office. Na samym szczycie film ,,Avatar”, bezsprzecznie innowacyjny pod względem wizualnej uczty. Ale czy można tutaj użyć słowa ,,dzieło”? Nie odważyłbym się. Komputerowo wygenerowana sceneria oraz sekwencje akcji nie rekompensują przewidywalnej fabuły przez wielu uważanej za unowocześnioną wersję ,,Pocachontas” i poza technologią filmowania nic nie wnosi on nowego do kinematografii. To może miejsce drugie, czyli ,,Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy”? Cóż, też nie pasuje na miano dzieła – film jest kontynuacją jednej z najbardziej rozpoznawalnej serii z historii kina i nawet gdyby dialogi i gra aktorska w nim zawarte były na poziomie ,,Durnych spraw” czy innej ,,Odkrytej prawdy” fani i tak wydaliby swoje ciężko zarobione pieniądze żeby wybrać się do kin. To może miejsce trzecie, ,,Titanic”? Tutaj już mamy inny gatunek filmu przedstawiającą historie miłosną przeplatana razem z jedną z najbardziej znanych katastrof w dziejach, z dużą dbałością o aspekt historyczny. Z tym że przy budżecie przekraczającym 100 milionów dolarów nie wyobrażam sobie zrobić słabe widowisko (chociaż jak historia pokazuje nie jest to niemożliwe – patrz chociaż ,,Wodny świat”). Ale czy potrzebna jest niebotyczna kwota żeby nakręcić dobry film oparty na prawdziwej historii? Nie trzeba długo szukać - ,,Wyścig” Rona Howarda czy jego nieco starszy film ,,Piękny Umysł” naprawdę są warte obejrzenia a zostały stworzone przy dość niskich nakładach.


     A co z filmami z drugiego biegunu – w stu procentach autorskimi i nagranymi przy znikomym budżecie? Czy one nie są bardziej warte uwagi? Przecież nie od dziś wiadomo że przy niższych nakładach finansowych trzeba się skupić na całkiem innych elementach żeby nie zanudzić widza i utrzymać jego oczy przy ekranie. Świetnym przykładem tego jest ,,Memento” Christophera Nolana który otworzył mu drogę do Hollywood oraz do wielkich wytwórni. Ale dzięki temu był w stanie robić jeszcze lepsze filmy: ,,Prestiż”, ,,Incepcja” czy trylogia ,,Mrocznego Rycerza” to naprawdę dopracowane wizualnie i narracyjnie produkcje ale znowu wracamy do punktu wyjścia naszych rozważań, czyli wielkich nakładów na produkcję danego obrazu…
     Czy da się w ogóle odejść od niebotycznych sum które rządzą dzisiaj przemysłem filmowym? Kino europejskie potrafi zrobić dobre i intrygujące kino pod postacią duńskich ,,Jabłek Adama” bądź ,,Polowania”, czy nawet z naszego rodzinnego podwórka ,,Domu Złego”, ale niestety nie potrafią one przebić się z burzą poza granice państw sąsiadujących a co mówiąc o granicach międzykontynentalnych, a przez to nie jest znane w szerszym kręgu widzów….. Teraz pozwolę sobie na chwilę oddechu, gdyż już na samym początku rozważań jestem w kropce - nie potrafię tego zrobić - nie potrafię wybrać tej najlepszej produkcji. Nawet definiując kryteria pod jakimi będę porównywać filmy nie jestem w stanie już na tak wczesnym etapie obiektywnie określić wartości płynących z filmu, rozpatrzyć je przez pryzmat czasu w jakim on powstawał, środków jakich użyto do prezentacji obrazu, czy nawet wrażenia jakie te produkcje mają generować w głowie odbiorcy. Gałęzie zmiennych rozpościerają się z taką zawiłością, iż niemal niemożliwe jest określenie tej właściwej przebijającej pozostałe.


     Potem doszedłem do jeszcze jednego wniosku – czy to ważne doszukiwać się błędów i odniesień do wcześniejszych produkcji oglądając na bieżąco jakiś film? Szczerze nie jest to chyba najważniejsze. Dla zwykłego szukającego relaksu zjadacza chleba jest to czysta przyjemność z oglądania filmu, oraz poczucie niezmarnowanego czasu. Bo co z tego że gdzieś tam w oddali istnieje jakaś produkcja która być może jest lepsza skoro teraz możemy napawać się ciekawą historią? Chyba o to chodziło Edisonowi i braciom Lumiere kiedy jeden po drugim zaprezentowali kinematograf – o przyjemność czerpaną z patrzenia na ruchomy obraz prezentujący prawdziwych ludzi – nic więcej.
     Podsumowując napawajcie się, podziwiajcie, oceniajcie tak jak Wam na to sumienie pozwala. Nie ważne jest czy film którym się zachwycacie jest jednym z obrazów wychwalonych przez krytyków, czy tylko komercyjną wydmuszką która przypadła Wam do gustu – ważna jest czerpana radość z historii na przedstawionym ruchomym obrazie. A że zawsze istnieje możliwość zobaczenia czegoś dużo bardziej wartego uwagi – to jest właśnie w tym najlepsze, zawsze możemy być czymś zaskoczeni. A żebyście mogli to znaleźć pomagają Wam tacy jak ja – zawsze gotowi przekopać się przez gąszcz średnich produkcji żeby wyłowić jakiegoś wartego uwagi rodzynka.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

PoOglądane: Trainspotting (1996r.)

PoOglądane: Piątek trzynastego (1980r. - 2001r.)

PoOglądane: K-PAX (2001r.)