PoOglądane: Szybcy i Wściekli 8 (2017r.)
Skoro ludzie zostawili swoje ciężko zarobione pieniądze na ,,Szybkich i Wściekłych 5”, ,,Szybkich i Wściekłych 6” czy ,,Szybkich
i Wściekłych 7”, nagrywamy ,,Szybkich i Wściekłych 8” – prosta zasada
obowiązująca w Hollywood. Jeżeli fani nie zrazili się do poprzednich obrazów ze
swoimi ulubionymi bohaterami, z miła chęcią zobaczą ich jeszcze raz na dużym
ekranie, a jeżeli widowisko – bo do serii ,,Szybcy i Wściekli” to określenie
najlepiej pasuje – ma jakiekolwiek podwaliny
logiki to film osiągnie kolejny kasowy sukces. Reżyser F. Gary Gray nie miał
więc zbyt trudnego zadania żeby nas zadowolić – wszak wytrzymaliśmy kolejne
części powstające w myśl zasady ,,więcej i bardziej wszystkiego” i z kin
wychodziliśmy usatysfakcjonowani. Więc czemu jako człowiek który wszystkie
pozostałe części znam na pamięć i mogę pomimo tego do nich powracać nieskończenie,
to po ,,Szybkich i Wściekłych 8” czuje niesmak i zażenowanie?
Zaczyna się
klasycznie jak już na serie przystało, tylko że tym razem to Luke Hobbs prosi
swoich przyjaciół o pomoc przy ,,ostatnim” zleceniu. Podczas ucieczki z miejsca
dokonania rabunku okazuje się… a z resztą co ja tu będę pisać – wiadomo, że
fabuła jest tylko pretekstem dla ,,rodziny” do odpalenia przepięknych czy
potężnych zmodyfikowanych pojazdów wszelkiej maści i wyruszenia w pościg za
czarnym charakterem, a od wyniku tego pościgu mogą zależeć losy świata. Jedyną
różnicą w porównaniu do poprzednich części jest to, iż właśnie antagonista
wspierany jest przez twarz całej serii czyli Dominica Torreto, granego
oczywiście przez zaprawionego w tej roli Vina Diesla i na tym ,,zaskoczenia”
się kończą. Twórcy nawet przez chwilę nie udają, że Vic wplątany jest w jakiś
szantaż czy inną straszną aferę i kiedy tylko będzie mógł powróci jako
przywódca ekipy pomóc reszcie rozprawić się z wrogami, co ani trochę nie urąga
filmowi. Nadal prawdziwymi bohaterami historii są prezentowane
najprzeróżniejsze wariacje pospolitych pojazdów podrasowane w sposób
satysfakcjonujący najbardziej rozmarzonych dużych chłopców, a pojazdy te biorą
udział w mniej lub bardziej karkołomnych pościgach i akcjach (takich jak
ucieczka przed sterowaną zdalnie setką aut budzącą skojarzenia niemal z hordą
zombie z ,,World War Z”, czy ucieczka Lamborghini na lodowcu przed łodzią
podwodną) i na pierwszy rzut oka wszystko zgadza się z duchem serii.
Jednak nie zgadza
się rzecz najważniejsza – przedstawiona historia. Pomimo iż jest ona jak już
wspomniałem pretekstem, wypadałoby żeby intryga w jaką wplątany jest Torreto
miała jakiekolwiek podwaliny logiki. Nie chcę tutaj zbyt spoilerować, jednak
przy dość zgrabnym i przemyślanym rozmieszczeniu w czasie wszystkiego
pozostałych siedmiu części (a zwłaszcza nawiązania do najbardziej odbiegającego
fabułą ,,Tokyo Drift”) historia w ,,ósemce” miałaby ręce i nogi gdybyśmy
zapomnieli o ,,siódemce”. Nie spisują się także aktorzy grający nowe postaci.
Charlize Theron pomimo idealnych predyspozycji do grania zimnych i wyniosłych
czarnych charakterów tutaj za bardzo wzięła sobie do serca słowo ,,zimna” przez
co poziom jej ekspresji przywodzi na myśl Kristen Stewart, a jeśli do tego
dodamy drętwe dyskusję o wątkach filozoficznych z postacią odgrywaną przez Vina
Diesela, nie pomoże nawet jej bardzo atrakcyjna aparycja żeby umilić nam
oglądane sceny – widz po prostu cierpi. Do tego dodajmy Kurta Russella który
gra tak jakby już myślał o czeku na grube dolary które zainkasuje za dni
zdjęciowe oraz Scotta Eastwooda – mężczyznę o rysach jednego z największych
twardzieli w historii kina grającego przysłowiową ,,pierdołę” niczym z gatunku
komedii ,,American Pie” – po prostu nie trzyma się to kupy. Całe szczęście iż
aktorzy którzy pojawiają się od początku serii jeszcze wiedzą jak wzbudzić
sympatie widzów, chociaż tutaj ich potyczki słowne czy akcje z ich udziałem
przepełnione humorem sytuacyjnym nie wiedząc czemu są ograniczone do minimum.
Na pochwałę zasługuje także Jason Statham, który widocznie czerpie czystą
przyjemność z roli morderczo niebezpiecznych świrów, a sekwencja akcji z jego
udziałem w finale filmu jest jednym z najlepszych (i najśmieszniejszych) w
całej serii.
Podsumowując,
skoro wytrzymaliście siedem poprzednich części, tak czy tak zobaczycie i ósmą.
I jestem pewien że przez tyle lat zadawaliście sobie to samo pytanie co ja -
kiedy ,,Szybcy i Wściekli” mnie zmęczą. I jestem zawiedziony że nastąpiło to
tak szybko. A wściekły, że nie pozwolą odejść rodzince na zasłużoną emeryturę i
nadal będą tworzyć kolejne części z ich udziałem. Pewnie biorąc udział ponownie
w ,,ostatniej” robocie…
Ocena: 5/10
Zgadzam się z twoją recenzją solidne 4/10.
OdpowiedzUsuńGadasz głupoty bo to jedna z lepszych części, a scena w końcówce z Stathamen była mega śmieszna. No ale bez Paula Walkera to już nie to samo. 9/10 świetny film
UsuńJak mówiłem - pomimo że poprzednie części ubóstwiam ta to już dla mnie było za dużo - a pomimo że wątek O'Connera został zakończony twórcy mogliby się pokusić o jedną ze scen z jego udziałem - nawet np. pod postacią rozmowy telefonicznej - byłoby to miłe mrugnięcie to fanów...
Usuń